Zęby fancy glamour!

Cena nie gra roli, co za zdzierstwo!

Codziennie możemy napatrzeć się na luksusy. Chcemy jeść superfood, jeździć autami premium, ubierać markowe ciuchy, być fit. Wszystko modne, fancy, fashion. Dobre – bo drogie. Ale czy nasze zęby też mają szansę dotknąć świata lansu? Pewnie! Ale trzeba, oczywiście, wydać sporo.

Piękny, biały i równy uśmiech, to “must have” dzisiejszej popkultury. Nie od ścianki zaczyna się kariera celebryty, lecz od wizyty w klinice z błyszczącymi drzwiami. Dofinansowując swoje zęby, zmienia się nie do poznania. Robią mu tam aparat, korony, licówki, wybielanie, skanery, lasery i inne bajery. Zmienia się wszystko! Gotowe! Nowy człowiek nareszcie błyszczy w blasku jupiterów, a zęby oślepiają bielą z kilometra. Oto dzisiejszy wyznacznik luksusu. Piękne zęby to podstawa. Ale jak o nie – drogo zadbać? Drogo, to nie znaczy, że po prostu z górnej pólki z sieciówki tylko coś więcej. Jak sprawić, by nasz uśmiech był top, i w słońcu robił bling bling, niekoniecznie z powodu nazębnego złotego grilla?

Po pierwsze – szczotka  elektryczna!

Zanim wejdzie do sprzedaży, zmywarka do zębów Macintosha, z pięknym diamentowym jabłuszkiem, musimy jakoś przetrwać w tej technologicznej hipsteriadzie. Oczywiście, szczotka musi być w kolorze rose gold! Kolor ostatnich lat, nadający gadżetom powiew luksusu. Oral B czy Phillips? Według mnie lepiej myje Oral B, ale jak ma być top glamour, to oczywiście Phillips. Piękny dizajn zadowoli chyba każdą wielbicielkę instalajfu na wypasie.Szklaneczka do trzymania szczotki może posłużyc nawet do wypicia drogiej whisky. Jest taka piękna! Chyba, że chcemy się wylansować jeszcze bardziej. Kupmy czarno-złotą szczotkę Seysso (kosztuje 7 stów). Niepraktyczna, jeśli używamy białej pasty – ale co tam – droga, nowoczesna, interesujący look. Goście – oszaleją jak zobaczą. Należy postawić na widoku, przy lustrze, w łazience. Nie używałam jej, ale myślę, że skoro tyle wyda się na szczotkę, to na pewno lepiej się będzie myło zęby, i częściej, bo lans musi być codziennie, najlepiej kilka razy dziennie!

Po drugie – pasta!


Dajmond, silver gold, shine, royal! Tych słów w nazwie nie może zabraknąć. Na przykład Marvis Royal sprosta wymaganiom najbardziej wymagających followersów hasztagów #luxury. Albo też Theo dent lub Swiss smile diamond glow (czyli mamy w nazwie prawie wszystkie fajne słowa) nadadzą się dla fashionistów białego uśmiechu. Używałam Marvis Royal i luksusową, ale tylko z nazwy, Beverly Hills whitening lux. Jak jest napisane lux, to jest lux. Nie mam uwag.

Po trzecie – płyn!


Musi mieć ładne opakowanie, w końcu ma stanąć w naszej glamourowej łazience. Niestety! Żadne nie urywa niczego. Dizajn nie sprostał moim wymaganiom lux, glamour, haj lajf. Ale jeśli już muszę wybrać, to najładniejsze opakowanie ma Swiss Dent Pure, lub ewentualnie, Marvis. Jak już wybierzecie płyn to kupcie pastę z tego samego kompletu będzie wyglądało bardziej customowo.

Po czwarte – nitka!


Musi to być nitka nano white wash anti stain. Jest akurat tania, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Biało złote opakowanie wygląda dobrze.

Po ostatnie – plan dnia!


Myjemy zęby, nitkujemy, płuczemy i jedziemy w 30 minutowym korku „na miasto” (30 minut od mycia zębów powinno minąć, aby aktywne substancje z naszych drogich specyfików mogły działać), znajdujemy vipowskie miejsce pod samą knajpą i zamawiamy menu degustacyjne z elementami kuchni molekularnej. Rozkoszujemy się mikromałymi porcjami haute cuisine, np. espumy z ogórka lub palonego masła, i gładkością naszych zębów.

Sytuacja awaryjna!


A co, jeśli nie macie prądu i szczoteczka elektryczna się wyładowała? Lub jedziecie dwuosobowym kabrioletem na wakacje i macie ograniczony bagaż. Lub kupujecie tylko podręczny w liniach lotniczych. Lub, w ostateczności, jedziecie wydać wielkie pieniądze nad polskie morze, ale boicie się, że ukradną wam szczotkę za 700 zł? Czy to koniec lansu? Nigdy! Boicie się, że musicie wziąć zwykłą szczoteczkę, pierwszą lepszą z Rossmana. O nie!!! Kupujecie czarną, wygiętą Swiss Dent, albo też czarną z Curaprox, lub w ostateczności perłową – będzie wyglądała na drogą.

Pakujemy wszystko do firmowej kosmetyczki z napisem i ruszamy w świat szukać luksusu, zaczynając dzień od luksusowego rytuału mycia zębów. Pamiętajcie jednak, żeby ten uśmiech pokazać, a nie siedzieć w swoich kabrioletach, ze skwaszoną lub smutną miną! Witamy w świecie lansu i bansu.

Ps. Tekst jest trochę żartem, a trochę nie. Mam nadzieje że nikt nie poczuł się urażony, ani o mnie źle nie pomyśli. Lubię luksus, dobrą jakość i nowości. Produkty, które opisałam, wyglądają dobrze, wszystkie widziałam na żywo, nie wszystkich użyłam. Artykuł nie jest sponsorowany, więc nie napiszę gdzie dokładnie można je kupić. Ale jak bardzo chcecie wiedzieć, to w szopdencie, w „krainie wiecznego szczęścia”, w naszej stolicy. Koszt wylansowania zębów to około 1000 zł na same produkty pielęgnacyjne. Niezależnie od tego, czy wyskoczycie z tysiaka na dental kit, czy nie; pamiętajcie, że kosmetykiem najlepszym jest – uśmiech!

Lekarz dentysta

Dominika Piechocińska-Mirecka

Join the discussion